Nie wiem, czy wstajesz razem z budzikiem o określonej porze. Ja tak robię, przy czym niedawno wyeliminowałem błąd "wczesnej godziny". Czyli np. uczę się do północy i nastawiam sobie budzik na 6:50, żeby np. coś jeszcze poczytać. Okazuje się, że jestem wtedy cholernie zmęczony, więc nie czytam nic i śpię kolejne 20 minut, wstając o 7:10. Ewentualnie przewracam się w łóżku i bawię się (niekoniecznie samochodzikami...). W związku z tym od około dwóch tygodni nastawiam budzik na optymalną godzinę, czyli taką, która przy prężnym działaniu pozwoli wziąć prysznic, zjeść lekkie śniadanie i być "na styk" na uczelni (i przy okazji w miarę się wyspać!). Wstając o 7:15 nie masz czasu na przewracanie się w łóżku i wyskakujesz z niego jak kaskader, co daje Ci więcej energii na cały dzień i paradoksalnie wydłuża Twój poranek, bo nie zamulasz się przez kilkanaście minut w łóżku i nie "trzeźwiejesz" przez kolejne kilkanaście po jego opuszczeniu, lecz od razu wskakujesz na wysokie obroty, co dla uzależnionego człowieka przyzwyczajonego do zamulastego stylu życia, stanowi dobrą odskocznie.
Mogę Ci też zdradzić tip z mojego nastoletniego życia - pomaga! Za tydzień pierwsza niedziela adwentu, zaczynają się roraty, na które trzeba wstawać bardzo wcześniej. Musisz sobie tylko postanowić, że będziesz na nie chodził. Gwarantuje Ci, że o piątej każda minuta snu jest ważna, dlatego wszelkie sprawy wymagające załatwienia "przed nocą", będziesz robił przed nocą, a nie rano (bo nie będzie czasu), ponadto nauczysz się wstawać jak najpóźniej, czyli np. 25 minut przed mszą. I w te 25 minut nauczysz się umyć, zjeść i być na czas w określonym miejscu. Uwierz mi, że roraty zbawiennie działają na organizację czasu. A jeśli nie jesteś wierzący, to zawsze możesz wymyślić coś innego. Np. spacer o piątej rano
Żartuję.
Jeśli nie jesteś wierzący, to nie jestem w stanie poradzić Ci nic innego, choć myślę, że pierwsza porada powinna się przydać.