No, to pora parę słów skrobnąć. Napiszę o tym w dwóch miejscach - tutaj podam ogólne informacje i wrażenia, przełożenie na moją historię znajdzie się na mojej ścieżce.
Na zlocie byłem od piątku do niedzieli, i uważam że absolutnie warto było wziąć z tego tytułu dodatkowy dzień wolnego, poświęcić weekend i 5h jazdy w jedną stronę. Nie miałem zresztą najdalej - były osoby ze śląska, lubelszczyzny, był ktoś z Kopenhagi i Brukseli. Jedna dziewczyna co tydzień dojeżdża na swój meeting 100km - to z dedykacją dla wszystkich którzy "nie mają możliwości" 
Pierwsze wrażenie - bardzo otwarci, serdeczni i przyjaźni ludzie. Bywałem na wyjazdach integracyjnych, zlotach organizacji studenckich, i nigdzie nie poczułem się tak szybko "u siebie" jak tutaj, choć nie należę nawet do wspólnoty. Może to dziwić o tyle, że spotkałem tam ludzi bardzo różnych - wiek od 20 do 70, pochodzenie z wsi / miasteczek / miast, o różnej przeszłości, ale nie przeszkadzało to by bardzo szybko się zapoznać i złapać przyjazny kontakt, nie trzeba było pokonywać żadnych barier, to było po prostu naturalne i na miejscu.
Druga sprawa dla świeżaka - zderzenie z kulturą organizacji. Gdybym miał wybrać się na jeden meeting, mógłbym mieć mieszane uczucia - preambuła, odczytanie 12 kroków i 12 tradycji, wezwanie Siły Wyższej - na początku czułem się z tym trochę nieswojo (zwłaszcza jako osoba niewierząca), ale po paru meetingach mi przeszło, przyzwyczaiłem się do tego jak do śpiewania hymnu na uroczystościach państwowych
Sam wcześniej byłem w paru organizacjach, i wiem że takie rytuały na początku mogą wydawać się niezrozumiałe, ale z czasem się je docenia - budują jedność w organizacji, przypominają gdzie jesteś i po co tu przyszedłeś.
Bardzo ciepło wspominam spotkania dookoło - mityngowe, czyli czas kiedy można było po prostu pogadać na różne tematy. Dyskusje przeciągały się do późnych godzin nocnych, w bardzo ciepłej i przyjemnej atmosferze. Rozmawialiśmy na tematy poważne, wymieniając się doświadczeniami i historią (które bywały nieraz trudne, acz w tym otoczeniu przychodziło to bardzo naturalnie, nawet w czasie przerwy obiadowej), ale też z dystansem i śmiechem. Były też rozmowy na tematy ogólne, jak się komu żyje - jak to między ludźmi, ale zawsze z poszanowaniem zasady anonimowości.
Co do samych meetingów, uczestniczyłem w 5. Wybór był dość szeroki, nie dało się uczestniczyć we wszystkich, a ja przyjechałem też w piątek wieczorem, drugiego dnia zlotu.
Plan zlotu można podejrzeć tutaj: http://www.slaa.pl/i...tu_KrynicaM.pdf
Miałem przyjemność być na:
- Mityng męski 1. Rola ojca i mężczyzn, którzy mnie wychowywali, w moim dzieciństwie? Jak rozwijam swoją męskość? Jak teraz wyglądają moje relacje z mężczyznami?
- Co wyniosłam/wyniosłem z mojego dzieciństwa?
- Program HALT. Jak stosuję go w moim zdrowieniu?
- Warsztat SLAA – Gotowość do partnerstwa. Życie w pojedynkę, czy budowanie związku?
- Mityng męski 2. Rola matki i kobiet, które mnie wychowywały, w moim dzieciństwie? Jak teraz wyglądają moje relacje z kobietami?
W czasie meetingu każdy kto chce się wypowiedzieć ma parę minut (od 3 do 5) na swoją wypowiedź, wzajemnych wypowiedzi w trakcie meetingu nie komentujemy.
Było to dla mnie trudne, ale bardzo cenne doświadczenie. Trudne, bo sporo historii było trudnych, a w związku z dużą liczbą osób pojedyncze spotkanie trwało zazwyczaj kilka godzin. Wspomniałem, że na zlocie można było spotkać ludzi w różnym wieku, a tym samym także i z różnym stażem. Byli ludzie, którzy są we wspólnocie od kilku/kilkunastu lat, którzy swoje problemy mają w dużej mierze przerobione, ich wypowiedzi były dla mnie szczególne wartościowe. W ich wypowiedziach odnajdywałem sporo analogii do mojej historii, także w rzeczach na które nie zwracałem wcześniej uwagi. Przytoczę przykładowy cytat: "stoję w kuchni, faceci w kącie o czymś rozmawiają, a ja czułem się jak dzieciak robiący coś z boku" - jego autorem jest mężczyzna dobrze po 40. A ja mam oczywiście tak samo. Przypominało mi się też sporo trudnych sytuacji z mojego dzieciństwa, które wcześniej idealizowałem, uważając że zawsze było ok - a były czasy, kiedy moi rodzice mieli spore problemy. W trakcie tych meetingów moja teczka "dzieciństwo i dorastanie" została brutalnie otwarta i wywalona na wierzch, tak się czułem gdy wracały do mnie wszystkie trudne wspomnienia, rzeczy które wypierałem, o których zapomniałem, które wydawały mi się nieistotne. To było katharsis. O tyle lepiej je przeżyłem, że mogłem posłuchać na przykładach, jak takie doświadczenia wpływają potem na dorosłe życie - budowanie relacji, szukanie partnerów, skłonność do nałogów. Taka ciekawostka - spośród ponad 30 facetów na spotkaniu, wszyscy mieli słaby kontakt z ojcem, który nie nauczył ich podstawowych męskich umiejętności technicznych, w zakresie budownictwa/mechaniki/motoryzacji. Olśnieniem dla mnie było, gdy ktoś powiedział, że dziś dzwoni do taty spytać jak coś zrobić. Tak jak i opowieść o tym, że czyjś tata jest już po 70, i ciężko jest go zmienić, ale można go takim zaakceptować, jeśli potrafi się radzić z jego wadami. To przypomniało mi też, że nie mam w tej materii tak dużo czasu jaki mi się wydawało.
Dużo pokory przyniosły mi wypowiedzi mężczyzn, wyglądających na twardych i niedostępnych, któzi mówili otwarcie o swoich uczuciach, relacjach z rodzicami, rodzeństwem, dziećmi, któzi nie chcieli być "dupkami z powycinanymi uczuciami". Dużo nadzieii przyniosły mi wypowiedzi osób będących w zdrowieniu od paru lat, mówiących choćby o tym jak "mam obecnie w swoim życiu kilka naprawdę głębokich relacji, choć kiedyś myślałam że jestem do tego niezdolna", przyjemnie było takich ludzi obserwować, ich serdeczność i otwartość.
Nie wiem, co jeszcze mógłbym o tym napisać, mój notatnik ugina się od cytatów, które mnie zaswędziały, coś przypomniały, coś pokazały, do czegoś mnie zainspirowały. Przede wszystkim dlatego jednak ciężko jest mi to przekazać, bo było to dla mnie coś niezwykłego - a nie da się takich rzeczy opisać, trzeba je przeżyć.
Wady? Otwartość, wspólnota - nie każdy będzie na to gotowy, nie każdemu to będzie odpowiadać (sam nie wiem, czy do końca mi to odpowiada). Ale też nikt do tego nie zmusza. Specyficzny klimat organizacji - jak każdej innej - na początku zniechęca, potem staje się naturalny, a z czasem myślę i pomaga. Ludzie siedzący tu od lat - na początku to dziwi, potem okazuje się czymś bardzo wartościowym, i lepiej zrozumiałym - bo w tej wspólnocie można się po prostu dobrze poczuć, a i po wyzdrowieniu można po prostu pracować nad sobą, swoim charakterem, swoimi relacjami - w tej formule. Myślę, że takie spotkania byłyby wartościowe i dla osób nie będących od niczego uzależnionymi. Całkowity przekrój społeczny - nie każdy może nam od razu pasować, jak to w życiu, ale jest lekcją pokory wobec własnych uprzedzeń gdy ktoś początkowo przez nas intuicyjnie nielubiany okazuje się sympatycznym człowiekiem, który może mieć bogatsze od nas doświadczenie i zaskoczyć wartościowym spostrzeżeniem.
Czego żałują najbardziej? Chyba tego, że paru osób z tego zlotu pewnie już nigdy w życiu nie spotkam, a myślę o nich bardzo ciepło. A mistrzem w szybkim budowaniu relacji totalnie nie jestem. Szkoda też, że nie przyjechałem na zlot dzień wcześniej.
Na forum nie mamy z sobą realnego kontaktu, każdy żyje w swojej głowie gdzie jest panem i władcą, podajemy nieraz szczątkowe informacje "bo jeszcze ktoś przeczyta", a tak naprawdę bo się wstydzimy. Na mojej terapii są osoby z niewielkim stażem - terapia domyślnie trwa 6 miesięcy. Doświadczenie we wspólnocie SLAA jest tutaj czymś nowym, i bardzo wartościowym. Napewno będę chciał brać udział w meetingach u mnie w mieście, choć zdaję sobie oczywiście sprawę, że będą uboższe od tego co miałem okazję doświadczyć na zlocie.
I z czystym sumieniem to samo mogę polecić każdemu forumowiczowi.